Istnieją powieści kryminalne, które weszły do kanonu literatury światowej, gdyż materia ich opowieści wykraczała poza schemat zagadki w stylu: „kto zabił?”. To chociażby casus książek Chandlera. Bywało odwrotnie – arcydzieła literatury korzystały ze schematów kryminalnych, choćby to nawet były schematy świadomie „odwrócone” („Zbrodnia i kara” oczywiście).
W dzisiejszych czasach – jak chcą niektórzy literaturoznawcy – powieść kryminalna przejmuje prerogatywy powieści obyczajowej czy realistycznej, wskutek utraty przez te gatunki wiarygodności (także stylistycznej). Może tak, może nie.
Ale czy powstające dziś opowieści kryminalne są w stanie wyjść poza horyzont własnego gatunku i dotknąć Istotnego?
Może bardziej w filmie niż w literaturze, a przykładem, który chciałbym tu przywołać jest właśnie wchodzący na ekrany obraz: „Kryptonim Shadow Dancer”. To opowieść o walce między brytyjskim wywiadem a IRA w latach 90. Coś, co z początku wygląda na połączenie thrillera z filmem szpiegowskim, przeradza się niepostrzeżenie w opowieść psychologiczną, by w finale dotrzeć do tragizmu, jaki znajdziemy u Szekspira. To uniwersalna opowieść o walce człowieka z samym sobą i z okolicznościami, o konieczności podjęcia wyboru, którego konsekwencje – cokolwiek człowiek uczyni – wybuchną dramatem.
Jak w każdej porządnej opowieści – skończy się wszystko nie tak, jak to sobie wyobrażamy. A główny bohater – agent MI5 – choć eksponuje noszony w kaburze pistolet, nigdy go nie użyje.